W marcu tego roku załoga w składzie Krzysztof Zapart oraz Andy Cayton planuje pokonanie trasy z Alaski na Florydę i pobicie tym samym rekordu świata w długości lotu balonu gazowego. Ten lot będzie ukoronowaniem wybitnego sezonu w lataniu gazowym świdniczanina.
„Moja przygoda z lataniem gazowym rozpoczęła się niewiele ponad rok temu”, mówi w rozmowie Krzysztof Zapart. „To była naturalna ścieżka rozwoju. Podczas szkolenia nie myśleliśmy, żeby wystartować w Pucharze Gordona Bennetta. Po kilku lotach zasugerował to nasz trener Wilhelm Eimers: „Krzysztof, a może byście wystartowali w Pucharze, może dacie radę w tym roku?”- zapytał. „Od słowa do słowa zaczęliśmy przygotowywać niezbędną papierologię i udało się wystartować”- mówi Zapart.
Krzysztof wspólnie z Mateuszem Rękasem zajęli 5. miejsce. O tym, jak ogromny był to wyczyn, świadczy fakt, że był to ich czwarty samodzielny lot. Po wylądowaniu konkurenci nie mogli się nadziwić, jak Polacy, którzy ledwo zostali zakwalifikowani, osiągnęli taki wynik. „Przy odrobinie szczęścia wygrana była w zasięgu”- przyznaje załoga. „Według pozostałych zawodników nie mieliśmy w ogóle doświadczenia, dziś mam na koncie 17 lotów balonem gazowym, Wilhelm Eimars (zwycięzca tegorocznej edycji Pucharu GB) – 1050” – mówi Zapart.
Po starcie we Francji przyszedł czas na America’s Challange. „Polacy w swoim drugim starcie międzynarodowym zdobyli drugą pozycję – to się nie zdarza” – napisali na stronie internetowej organizatorzy. „Na zakończeniu zawodów podszedł do mnie Andy Cayton i zapytał, czy nie chciałbym z nim pobić rekordu świata w długości lotu balonu gazowego. W ciągu kilku sekund podjąłem decyzję”, mówi Zapart.
Cayton nad projektem pracuje już od pięciu lat, ale nie miał chętnego, który się do tego nadaje. „To jest ekstremalny wyczyn”, twierdzi Zapart. „Jeżeli lot się uda, możemy zrobić coś niezwykłego. Możemy ustanowić rekord, którego przez długi czas nie uda się nikomu pobić”.
Krzysztof nie zastanawiał się ani chwili, bo wiedział, że taka okazja może się nie powtórzyć. Logistyka przedsięwzięcia jest imponująca – lot jest przygotowywany z pomocą amerykańskiego wojska, start odbędzie się z bazy wojskowej na Alasce. Także wybór daty to nie przypadek. „Z końcem lutego i początkiem marca zaczynają wiać wiatry Jet Stream, których prędkość wynosi od 250 do 300 km na godzinę. Prędkość balonu, jaką możemy osiągnąć, to 150–200 km/h”. Zazwyczaj balony latają nisko i powoli w tym przypadku będzie zupełnie odwrotnie.
„Problemy, z jakimi musimy się zmierzyć, to przede wszystkim zimno. Od początku będziemy lecieć w ujemnych temperaturach, organizm jest narażony na hipotermię, ale niski temperatury negatywnie oddziaływają również na sprzęt. Akumulatory znacznie tracą swoją wydajność, a my musimy mieć sprawne radio i transponder. Jest niemal pewne, że stracimy zasilanie podczas lotu. Rozwiązaliśmy ten problem, na pokładzie znajdzie się mały agregat. Pułap lotu będzie oscylował pomiędzy 4500 a 6000 metrów, na takiej wysokości utrzymuje się sprzyjający nam Jet Stream. Z uwagi na rozrzedzone powietrze przez cały lot będziemy musieli korzystać z instalacji tlenowej” – relacjonuje Krzysztof Zapart
Dzięki systemowi trackingowemu lot będzie można śledzić na żywo w Internecie, krótkie relacje ukażą się również na antenie Telewizji Polskiej. Po wyprawie na podstawie materiałów nakręconych przez pilotów powstanie film podsumowujący rekordowy lot.
/M.G./